poniedziałek, 31 lipca 2017

Dym - rozdział 4

Kurwa.
Co ja tutaj robię!?
Jest 14.55, sobota, a ja stoję pod szkołą, czekając na chłopaka, który proponował mi jaranie ,,koksu”, potem doprowadził do załamania psychicznego moją przyjaciółkę, następnie chciał ,,zapoznać mnie ze swoją prawą pięścią” i stwierdził, że ,,złamanie ręki to nie jest zły pomysł”, a teraz zabiera mnie do kina! Zajebiście.

Co mnie podkusiło?? Nie przyjdzie, chciał tylko zrobić sobie ze mnie jaja. Przecież on mnie nienawidzi!! Głupie serce… Ale cóż, prawda jest taka, że znowu zrobiłam sobie nadzieję. Potem będę cierpieć, wiem o tym.
14.58. Kurczę, czemu nie mogę przestać patrzeć na ten cholerny zegarek!?
14.59. O nie. O nie, nie, nie. Jaką pieprzoną idiotkę z siebie zrobiłam. No bo czemu niby miał mnie gdziekolwiek zapraszać?? Po tym jak chciałam naskarżyć na niego nauczycielom? Po tym jak groził mi pobiciem?? Po tym jak zrobiliśmy z siebie debili na historii? Po tym jak…
- Długo czekałaś? – O. Mój. Boże. On tu jest.
- N-nie… - wydukałam.
- To dobrze. Chodź, bo się spóźnimy. – uśmiechnął się do mnie, a ja zrozumiałam co ludzie mają na myśli, gdy mówią ,,rozbrajający uśmiech”. Kolana się pode mną ugięły, rozum jakby odleciał, był tylko on i jego śmiejące się do mnie oczy.
Podreptałam za nim. Wiedziałam, że będę tego żałować, wiedziałam, że to się skończy źle. Ale nie. Musiałam dać się ponieść, musiałam mu zaufać, mój durny rozum znów ma nadzieję!!
Dotyk żyletki na nadgarstku uspokajał mnie. Zrobiłam nacięcie po wewnętrznej stronie nadgarstka i patrzyłam jak wypływa krew. To nieprawda, że cięcie się jest straszne. Straszne jest to co następuje potem. Kiedy chcesz powiedzieć komuś, ale nie możesz. Kiedy chcesz ukryć ślad, ale nie wiesz jak. Kiedy tak cholernie ciągnie cię, żeby zrobić to jeszcze raz. Tylko tym razem mocniej. Głębiej.
Przegoniłam ten obraz z pamięci. Mimowolnie spojrzałam na bliznę na moim nadgarstku, niewidocznej, jeśli nie wiedziało się gdzie szukać. Jack dał mi wspomnienia, których nigdy nie zapomnę. Ale nie chcę tego. Chcę pamiętać. Chcę pamiętać mój smutek, ból, upokorzenie i cierpienie, jakie mi zadał. Żeby później odpłacić mu się. Zniszczyć go tak, jak on zniszczył mnie.
- Wchodzisz? – otrząsnęłam się. ,,Kurwa, Alex, – pomyślałam – weź się w garść!” Jacob stał przede mną i podawał mi kask. O kurwa. Motor. Drżącymi rękoma wzięłam kas i założyłam go sobie na głowę. Jacob już zdążył usadowić się na motorze. Wzięłam głęboki wdech, przeklinając się w duchu i usiadłam za nim. Objęłam go w pasie (czego naprawdę wolałabym uniknąć) i ruszyliśmy. Umiałam jeździć na motorze. To był plus mieszkania na wsi. Skombinowałam motor, a kuzyn nauczył mnie jeździć.
Jacob sprawiał wrażenie, jakby całe życie nie robił nic, tylko jeździł na motorze. Prowadził pewnie i zdecydowanie. Odprężyłam się. Przynajmniej nie skończy się to walnięciem w drzewo, bo, muszę przyznać, tego też się spodziewałam. Tylko dlaczego, do cholery, ja tu jestem? Czemu mnie zaprosił? Zdenerwowanie przeszło, dając upust mojej wrodzonej nieufności.
- Skoczymy jeszcze tylko na moment do mojego kumpla bo muszę mu coś oddać. – zawołał Jacob, skręcając w jakąś uliczkę.
- Jasne. – powiedziałam powoli, przyglądając się badawczo plecom chłopaka.
Zatrzymaliśmy się przed jakimś starym magazynem.
- No dobra, co my tu tak naprawdę robimy? – zapytałam, gdy tylko zeszłam z motoru, wpatrując się w Jacoba oskarżycielsko.
- Muszę oddać Maxowi płytę, słowo! – powiedział chłopak machając mi przed nosem jakimś opakowaniem. Wpatrywałam się w niego nieufnie. – Okej, w takim razie chodź ze mną.
Podreptałam za nim ostrożnie. Co do ciężkiego licha Max robi w magazynie!? Przeszłam przez drzwi, dbają o to, by Jacob szedł przede mną. Mimo wszystko nie ufałam mu. Nie chciałam, żeby zatrzasnął za mną drzwi. Gdy tylko weszłam do pomieszczenie, pomacałam ścianę, w poszukiwaniu włącznika światła. Nie znalazłam go.
- Max! – zawołał Jacob. – Halo!? – odpowiedziała mu cisza. To nie wyglądało dobrze. Stałam tuż obok drzwi, dbając o to, by plecami opierać się o ścianę. W razie, gdyby ktoś chciał mnie podejść nie udałoby mu się to. – Alex, zapalisz światło? – usłyszałam pytanie. W mroku otaczającym magazyn ledwo widziałam Jacoba, a co dopiero jakiś mały przycisk!
- Gdzie jest włącznik? – odpowiedziałam, starając się ze wszystkich sił, by w moim głosie nie pojawił się strach.
- Tam. – Jacob pokazał palcem na przeciwległą stronę magazynu. O nie. To oznacza, że muszę odejść ściany i stracić oparcie. Ale moment… Co włącznik światła robi tak daleko od drzwi??
Bardzo ostrożnie odeszłam od ściany na dwa kroki, kierując się we wskazanym przez Jacoba kierunku. Potem zrobiłam jeszcze dwa kroki. I kolejne trzy, cały czas napinając wszystkie mięśnie i wytężając wszystkie zmysły. I nagle…
Usłyszałam szybkie kroki i jakiś trzask. Odruchowo odwróciłam się w tamtą stronę. To był błąd.
Ktoś złapał mnie za rękę. Znowu odwróciłam się i zobaczyłam twarz Adama. W tej chwili poczułam czyjś uścisk na swojej drugiej dłoni. Max. Zostałam bezpardonowo pchnięta do tyłu, prosto w objęcia Jacoba. Ten złapał mnie i wykręcił ręce do tyłu. Znieruchomiałam.
- Jacob, skurwysynie! – wrzasnęłam. Odpowiedział mi tylko śmiech. Szarpnęłam rękami, próbując je wyrwać, ale stalowy uścisk chłopaka tylko się wzmocnił.
- Nie wyrywaj się. – usłyszałam jego szept tuż przy moim uchu. Zadrżałam.
- Czego chcecie? – zapytałam, choć przecież doskonale wiedziałam. ,,Złamanie ręki to nie jest wcale taki zły pomysł”. Wzdrygnęłam się w duchu. Powoli zaczęła docierać do mnie groza sytuacji.
- Pobawić się trochę. – Usłyszałam głos Nicka, który pojawił się nie wiadomo skąd. O kurwa. To nie brzmi dobrze. Chłopak podszedł do mnie, tak, że teraz stał zaledwie 10 centymetrów od mojej twarzy. Patrzyłam mu w oczy z, jak miałam nadzieję, buntowniczym wyrazem twarzy. Czekałam na uderzenie. Nie nastąpiło ona jednak. Zamiast tego poczułam, jak ręka Jacoba chwyta za koniec mojej koszulki. O nie. Nie, nie, nie! Oni chyba nie chcą… O kurwa. Kątem oka zobaczyłam, jak Jacob podnosi nożyczki z pobliskiego stołu roboczego. O kurwa. Zaczęłam się wyrywać i nawet by mi się to udało, gdyby nie to, że Nick cały czas stał tuż przede mną. Wpadłam na niego i upadłam.
- Aż taka jesteś chętna? – zapytał ze śmiechem, pochylając się nade mną. Splunęłam mu w twarz i wykorzystując to, że nikt mnie nie trzyma poderwałam się do ucieczki. Ale i tym razem się nie udało. Potknęłam się o jakieś narzędzie leżące na podłodze i upadłam na twarz. W mgnieniu oka doskoczyła do mnie czwórka chłopaków, załapała za ręce, nogi i przygwoździła do podłogi. ,,O kurwa” – pomyślałam chyba setny raz tego dnia. Poczułam, jak ktoś nachyla się nade mną. Wygięłam głowę i zobaczyłam Jacoba.
- Wolisz najpierw pozbyć się bluzki czy spodni? – zapytał, na co pozostała trójka zaśmiała się szyderczo. O kurwa. Nie jest dobrze. W końcu chyba sam zdecydował, bo poczułam chłód nożyczek na plecach i poczułam, że przesuwają się w górę, ku szyi. Zadrżałam. Zobaczyłam, jak delikatna tkanina opada z moich pleców i ląduje po obu moich bokach.
- Czego ty kurwa chcesz?! – wrzasnęłam, walcząc ze strachem i dławiącymi łzami. Jacob wydawał się wniebowzięty, bo bardzo wyraźnie usłyszał nutę przerażenia i czystej desperacji w moim głosie.
- Sama tego chciałaś… - powiedział powoli. – Zasłużyłaś na to.- Mówiąc to, przeciął zapięcie od mojego stanika. Znieruchomiałam. Pozwoliłam łzom ciec po moich policzkach. Chciałam, żeby to się już skończyło, żeby było po wszystkim.
- Nie powiem nikomu! Wygrałeś! Nie powiem, obiecuję! – zawyłam. Jacob miał minę, jakby właśnie mu oznajmiono, że dostanie kilogram najlepszej kokainy za darmo.
- Wiem, kochanie, wiem. – powiedział, tonem dobrego ojca, który gani swoją córkę. – Ale potrzebujemy potwierdzenia, rozumiesz? – Nagle poczułam pchnięcie i wylądowałam na plecach. Zanim zdążyłam zasłonić się rękami, zostały one błyskawicznie przygniecione do podłogi przez Maxa i Adama. I zanim zdążyłam w jakikolwiek sposób zareagować, zobaczyłam Nicka.
Stał nade mną z aparatem.

- Nie! – wrzasnęłam. – Nie, nie, nie!! – wyłam, szamocząc się jak ryba w sieci. Ale nic nie mogłam zrobić. Zobaczyłam błysk lampy migowej. Zacisnęłam powieki, z nadzieją, że to wszystko jest tylko głupim snem. Ale nie było. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz