wtorek, 18 kwietnia 2017

Pośrodku mostu

Stałam pośrodku mostu, otoczona mrokami ciemnej, deszczowej nocy. Miasto rozświetlone było światłami i latarniami. Rozejrzałam się. Smutno było opuszczać dom, w którym przeżyło się 15 lat swojego życia. Ale cóż… Trzeba. Otoczona fałszywymi przyjaciółmi, patologicznymi rodzicami, wrednymi nauczycielami umierałam. Umierałam od środka. Szkoła, w której wysłuchiwałam, że osoby tnące się to wariaci. Dom, w którym krzyki i awantury były na porządku dziennym.
      Trzęsącymi rękami chwyciłam się barierki i wyjrzałam w zimną toń. Czego brakuje mojemu życiu? Wszystkiego. Zostawiłam list pożegnalny:

,,Przepraszam, że żyłam”

      Wątpię, żeby ktokolwiek go przeczytał. Przelazłam przez barierkę. Teraz stałam do niej plecami, podtrzymując się jej skostniałymi palcami. Przed oczami miałam rzekę, której głębiny pochłonęły już dziesiątki ludzi. Pomyślałam o nich. Czy mieli takie same problemy jak ja? Większe? Mniejsze?
      Rok temu w rzece utopiła się 12-letnia dziewczynka. Jej ojciec był alkoholikiem i narkomanem, matka umarła w wyniku komplikacji poporodowych. Im więcej o tym myślę, tym bardziej sądzę, że zanurzając się w lodowatych odmętach czuła spokój. Nie bała się. Czekała na tą chwilę. Czekała na śmierć.
      Puściłam się jedną ręką. Słyszałam, jak ktoś zaczął krzyczeć, pokazując mnie palcem. Nie mam zbyt wiele czasu. Ostatni raz obejrzałam się na miasto.
- Żegnajcie. – wyszeptałam. – Nie tęsknijcie, i tak już za późno.
      Puściłam się drugą ręką. Tą jedną chwilę chwiałam się, a potem runęłam w dół. Czy bałam się? Nie. Czekałam na to. Tak jak ta dziewczynka.
Poczułam ramiona śmierci, oplatające mnie, gdy uderzyłam w powierzchnię wody. Nie chciałam się wynurzać. Chciałam uciec.
      Było zimno. Cholernie zimno. Zaczęło brakować mi powietrza. Dusiłam się, dławiłam. Ale nie bałam się. Byłam spokojna. Ostatnim odruchem wciągnęłam powietrze nosem i do moich płuc spłynęła fala wody. A potem?

Potem była już tylko ciemność. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz