Stałam
pośrodku mostu, otoczona mrokami ciemnej, deszczowej nocy. Miasto rozświetlone
było światłami i latarniami. Rozejrzałam się. Smutno było opuszczać dom, w
którym przeżyło się 15 lat swojego życia. Ale cóż… Trzeba. Otoczona fałszywymi
przyjaciółmi, patologicznymi rodzicami, wrednymi nauczycielami umierałam.
Umierałam od środka. Szkoła, w której wysłuchiwałam, że osoby tnące się to
wariaci. Dom, w którym krzyki i awantury były na porządku dziennym.